Relacje...
Łagodne Spotkania Muzyczne "Muzyka i środowisko", to nie tylko okazja do wspaniałej zabawy przy dźwiękach wartościowej muzyki, ale i subtelnie prowadzona akcja promocyjna zachowań przyjaznych środowisku. Jeżeli do tego jeszcze dodać formę rywalizacji nie na "pięści", ale na bardzo delikatną broń, jaką jest słowo pisane i wartościowa muzyka, to już nic tylko dokładnie przyjrzeć się założeniom imprezy i formom realizacji tak pomyślanego przedsięwzięcia. Przypomnijmy więc, jak to było!
Zanim "nastało" Wiele...
Takiej imprezy jeszcze nie było. Już w ostatni weekend maja, czyli 29 i 30 maja w ośrodku stoczni w Wielu, powiat kościerski, można będzie wziąć udział w zupełnie nowym przedsięwzięciu kulturalnym. Festiwal Łagodne Spotkania Muzyczne "Muzyka i Środowisko"? Będzie serią koncertów muzyki poetyckiej, balladowej, folkowej, jazzowej, turystycznej, aktorskiej, bluesowej i form kabaretowych. Danuta Błażejczyk, Andrzej "Emol" Kowalczyk, grupa Bez Jacka, Tomasz Olszewski plus ...niespodzianka, to gwiazdy pierwszego etapu festiwalu. Jak zapewniają organizatorzy, będzie to miła niespodzianka dla tych, którzy przyjadą do Wiela.
Głównym organizatorem imprezy jest Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wiela i Okolic. Motorem i pomysłodawcą imprezy jest Mirosław Michalski, wielokrotny organizator m.in. koncertów, spływów kajakowych i innych imprez turystycznych.
- Ta impreza to okazja do zaprezentowania się przede wszystkim dla młodych wykonawców - mówi Mirosław Michalski. - Rywalizacja będzie miała charakter konkursu. W półfinale imprezy wystąpią wykonawcy, którzy zakwalifikowani zostaną na podstawie materiału muzycznego przez nich dostarczonego lub uzyskali rekomendację Rady Artystycznej.
Miłośników jazdy rowerowej organizatorzy zapraszaj do Wiela na takich właśnie pojazdach. Można będzie bowiem skorzystać z dydaktyczno-przyrodniczej ścieżki rowerowej. Zwiedzanie z przewodnikiem będzie możliwe dzięki współpracy z Wdzydzkim Parkiem Krajobrazowym.
Pierwsze koty za płoty...
W zalewie "mocnych" tekstów, nie zawsze cenzuralnych zachowań znanych artystów, wielewski festiwal okazał się oazą kultury - spokoju. Prezentowana tu muzyka wcale nie była z rzędu pokornych. Był jazz, rock, ballada, poezja śpiewana, ale również muzyka, której nijak nie da się zaszufladkować...a do tego wspaniała pogoda i gorąca publiczność.
- Chcieliśmy stworzyć szansę młodym ludziom do zaprezentowania się szerszej publiczności - mówią Mirosław Michalski, dyrektor festiwalu i Andrzej Knitter, główny organizator edycji w Wielu. - Skorzystali z tej możliwości w dobrym stylu.
Mimo, ze impreza odbywała się po raz pierwszy poziom wykonawców okazał się wysoki. Zresztą żadne niedoróbki nie uszłyby i tak uwadze konkursowego jury. Wykonawców oceniały bowiem cztery "groźne" panie: Wanda Kwietniewska, Krystyna Stańko, Wanda Staroniewicz i Mariola Andrzejczak.
- Ton festiwalowym występom nadała Aśka Kondrat - mówi Mariola Andrzejczak, członek jury. - To był występ na bardzo wysokim poziomie. Ta dziewczyna wie co robi. To była jedyna osoba, co do której nie miałyśmy żadnych wątpliwości, że powinna wygrać. Z wyborem pozostałych laureatów było już nieco trudniej. Stawka była bardzo wyrównana. Drugie miejsce przyznałyśmy zespołowi Mamy Dobry Koniec, a trzecie grupie Leszek Lyczmański z Zespołem. "Jesienią góry są niesforne" autorstwa Marty Pietrzak w wykonaniu Leszka Lyczmańskiego z zespołem otrzymała tytuł "piosenki ekologicznej" festiwalu. Wyróżnienia otrzymali: Kavka z Gdańska i Vik Band z Dzierzgonia. Do niedzielnego koncertu laureatów jury zaprosiło również łódzki zespół Kofeina.
Zapowiadaną przez organizatorów niespodzianką okazał się Tomasz Lewandowski. Czy trzeba jeszcze coś w ogóle dodawać? Chyba nie, ale z dziennikarskiego obowiązku choćby pokrótce przybliżę sylwetki jurorek:
- Mariola Andrzejczak - dziennikarka muzyczna Studenckiego Radia Żak z Łodzi. Sprawdzona jurorka m.in. łódzkiej YAPY, Bazuny itd.
- Wanda Kwietniewska - piosenkarka, kompozytorka, aranżer. Jedna z popularniejszych wokalistek polskiego rocka lat 80-tych, założycielka i liderka zespołu Wanda i Banda. Wspólnie z Małgorzatą Ostrowską, Grzegorzem Stróżniakiem i Andrzejem Sobolewskim utworzyła grupę wokalną Vist, będącą zalążkiem późniejszego zespołu Lombard. Wspólnie z tą grupą zdobywała szlify estradowe m.in. podczas wspólnych występów z Krzysztofem Krawczykiem, Betty Dorsey i zespołem Alex Band.
- Krystyna Stańko - piosenkarka, wokalistka jazzowa zespołu "058"
- Wanda Staroniewicz - poetka, autorka i kompozytorka piosenek, słuchowisk dla dzieci, pisze ballady o tematyce morskiej; założycielka zespołu "Duśka i Wojtek", obecnie występuje z zespołem "Kochankowie Rudej Marii"
Dobrego humoru nie brakowało nikomu. Wspaniała atmosfera, jaka panowała podczas festiwalu była m.in. zasługą szefostwa ośrodka Stoczni Północnej w Wielu, gdzie odbywała się impreza. Oaza spokoju i zieleni koiła nie tylko skołatane serca i nerwy, ale i zapewniała odrobinę cienia przed słonecznym żarem lejącym się z nieba... Czegóż można chcieć więcej, zimne piwko, lody, dobra muzyka... żyć nie umierać.
Impreza miała znacznie szerszy niż tylko muzyczny charakter. Wszem i wobec "królowała" ekologia. Nie było takiego konkursu, który nie zataczałby swoją tematyką akurat tej dziedziny. W konkursie fotograficznym odbywającym się pod hasłem "ekoturystyka" nagrodzony został cykl zdjęć pod hasłem "Pisklę" Bolesławy Kazimiery Płachty z Kalisza. Jury przyznało również dwa wyróżnienia. Otrzymali je Hanna Tomaszewska z Przasnysza i Krzysztof Najda z Gdańska. Wśród prac plastycznych wygrała grafika "Bociany" Bartłomieja Rydzewskiego z Kalisza Pomorskiego. I w tym konkursie przyznane zostały dwa wyróżnienia. Tym razem "wygrały" prace dwóch pań: Anny Ignaszewskiej z Kalisza Pomorskiego i Bogusławy Milżyńskiej z Sompolna.
Przez cały czas można było zwiedzać park krajobrazowy. Wśród atrakcji m.in. do zaliczenia fragment ścieżki edukacyjnej. Odważni wzbogacili się o interesujące nagrody biorąc udział w konkursach z wiedzy np. o Wdzydzkim Parku Krajobrazowym. Kto nie był niech żałuje..
Aśka i jury...
Przed renomowanym składem jury obawy miała nawet niekwestionowana zwyciężczyni festiwalu Łagodne Spotkania Muzyczne - Aśka Kondrat z Bartoszyc. Sympatyczna blondyneczka o pięknym głosie i dobrej dykcji już wcześniej zgarniała nagrody. Tylko w tym roku wygrała dwa festiwale: YAPĘ oraz Bieszczadzkie Anioły.
- To był dość pracowity okres - przyznała Asia. - Mieliśmy sporo koncertów. Wystąpiłam z zespołem m.in. w Kołobrzegu, Krakowie i Trójmieście. Gramy troszeczkę bardziej pokornie niż dawniej. Przecież ta muzyka jest nie tylko dla nas, ale i dla tych którzy nas słuchają. Naszą największą inspiracją jest jazz. Można nie lubić tego typu muzyki, nie pałać do niego miłością, ale warto z jazzu czerpać. Ta muzyka jest po prostu nieograniczona.
Piosenki, jakie śpiewa Aśka komponuje głównie Marcin Kiełbasa. W zespole na akordeonie gra Magda Remisiewicz, w Wielu z zespołem wystąpił gościnnie Radek Kubiak z Bydgoszczy. Na stałe z zespołem występuje Roman Ziobro, kontrabasista z Ostrowca Wielkopolskiego. Aśka w konkursie wykonała trzy autorskie piosenki: "Szukała", "Jeszcze nie teraz" i "Kawa".
Przygotowania do drugiej części
Na drugi koncert trzeba było wybrać się do Gdańska do Teatru Leśnego. W części konkursowej wystąpi piątka laureatów z Wiela oraz wykonawcy wytypowani podczas tegorocznej Bazuny i Listobrania. W sobotę początek konkursowych zmagań o godz. 15. Cztery godziny później rozpocznie się wieczór gwiazd. Wystąpią: Czerwony Tulipan, Blue Blues Band, Lidia Jazgar z zespołem Galicja oraz Mikroklimat. Niedzielny koncert laureatów zaplanowano na godz. 19. Tego samego wieczora można będzie również posłuchać Elżbiety Wojnowskiej, Grzegorza Góralczyka i zespołu Są Gorsi. Wstęp na imprezę jest wolny.
Kto "rządził" w Teatrze Leśnym?
I wszystko stało się jasne. Aśka Kondrat z Zespołem podobnie, jak podczas pierwszej edycji w maju, nadała ton przesłuchaniom konkursowym. Zresztą, ci którzy słyszeli ją w Wielu, wcale nie byli tym zdziwieni.
- Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, kto powinien wygrać - mówi Ewa Cichocka z Czerwonego Tulipana, członkini konkursowego jury. - Aśka była najlepsza pod każdym względem. Inny juror, Stefan Brzozowski, z Czerwonego Tulipana przyznał, że Aśka ma naturalne predyspozycje do komunikowania się z publicznością.
- To co Aśka robi na scenie jest intuicyjne, ale dobre - mówi Stefan Brzozowski. - Widać u niej ogromną wrażliwość i próbę nazwania tych rzeczy, które w niej się dzieją. Życzę jej, aby umiała się komunikować z ludźmi tak jak Wisława Szymborska.
Aśka Kondrat do swojego śpiewania podchodzi bardzo poważnie. Niemal wszystkie teksty piosenek pisze sama. Niedawno sama oceniała innych. Jak mówi, woli śpiewać.
Wyróżnienia otrzymali: gdański zespół Kavka, który istnieje dopiero od kilku miesięcy, ale swoim poziomem zwrócił uwagę nie tylko jurorów, ale i publiczności oraz Martyna Lemańczyk z Chojnic.
Kiedy już emocje opadły przyszła pora na koncert gwiazd. Było cudownie, bluesowo, poetycko, romantycznie... A wszystko to za sprawą wykonawców. W świetny nastrój publiczność wprawił gdański Blue Blues Band. A potem już się pokołysało, najpierw z Lidią Jazgar i zespołem Galicja, potem urokliwy Mikroklimat i cudowny Czerwony Tulipan. śpiewał cały teatr...
Pora na finał...
Koncert w Sopocie na molo, to trzecia, kończąca tegoroczny cykl impreza. Wśród wykonawców znajdą się Joanna Kondrat z Bartoszyc z zespołem oraz zespoły Kochankowie Rudej Marii, Vibrasoniq i Altera Pars. Gwiazdą festiwalu będzie Robert Kasprzycki.
Organizatorzy festiwalu zapraszają od godz. 14 do 16.30 przed sopocki magistrat. Właśnie w tym miejscu prowadzony będzie bezpłatnie pomiar hałasu. Każdy kto przyjedzie swoim autem i zdecyduje się skorzystać z badania otrzyma sadzonkę drzewka. Akcja ta jest związana z udziałem w organizacji festiwalu stowarzyszeń ekologicznych.
Sopot na fali...
Osoby, które wybrały się w sobotnie popołudnie na sopockie molo nie pożałowały swojej decyzji... Koncert finałowy mógł zaspokoić różne gusty melomanów. Utwory, jakie przyszło wysłuchać okazały się nie lada wyzwaniem dla słuchaczy.
W dobry nastrój zebraną publiczność wprawiła gdańska kapela bluesowa Waltera Pars. Popłynęły dźwięki znanych standardów, jak choćby "Sweet home Chicago", czy "Corrina".
- Nie przepadam za bluesem, ale ten koncert miał swój charakter - mówi Agnieszka z Tczewa. - Podobał mi się. Był taki niepokorny.
Zgoła inny charakter miał występ zespołu Kochankowie Rudej Marii. Nastrojowe muzyczne opowieści to kołysały, to znów porywały publiczność. Jednak najbardziej chyba zaintrygował Vibrasoniq. To co na estradzie "wyprawiały" dziewczyny było nie lada muzyczną zagadką. Jak mówią, ich muzyka jest połączeniem wielu elementów. To uogólniając muzyka elektroniczno-akustyczna, ale z elementami muzyki etnicznej, techno... Można w niej również znaleźć motywy z hip-hopu. Późnym wieczorem na scenie zagościł Robert Kasprzycki. I nic już się więcej nie liczyło. Był Robert i jego gitara...
Tak było, a co czeka miłośników tego rodzaju muzyki i atrakcji w następnej edycji pokaże czas. Na pewno swoim dorobkiem muzycznym będą mogli pochwalić się kolejni młodzi twórcy i wykonawcy. A że warto wziąć udział w festiwalu zaświadczą ubiegłoroczni zwycięzcy. Gdzie tym razem "Miś" znajdzie swoją gawrę? Koncerty konkursowe stałe, jak w 2004 roku ponownie w Wielu (22-23 maj 2005 rok) i Teatrze Leśnym w Gdańsku Wrzeszczu (16-17 lipca). O tym gdzie zorganizowane są imprezy towarzyszące będziemy informować na bieżąco na łamach mediów. Tylko w ramach pierwszej edycji odbyło się 10 imprez afiliowanych m.in. w Trójmieście, Poznaniu i Bartoszycach. Już w lutym
2005 roku wiadomo, że odbędzie się impreza w Białośliwiu. Czy na kulturalnej mapie MiŚia znajdą się inne urokliwe miasteczka polskie, a może i zagraniczne pokaże czas... Miejsc pięknych, godnych wypromowania choćby w woj. pomorskim jest bardzo dużo, a to również jest bardzo ważne dla organizatorów. A więc? Do zobaczenia podczas następnej edycji festiwalu! Wrażeń z pewnością nikomu nie zabraknie.
Krystyna Paszkowska "Dziennik Bałtycki"
Pogaduchy z gwiazdami festiwalu
Danuta Błażejczyk
- Pani pierwsza autorska płyta "Tak, to ja" zebrała dużo pochlebnych opinii. Jesienna trasa koncertowa związana była z jej promocją...
- Tak, chociaż trasa była nieco krótsza niż planowałam. Myślę o nowych piosenkach. Zbieram muzyczkę, ale prawdę powiedziawszy ostatnio nie mam zbyt dużo czasu na to. Na pewno będzie to też autorska płyta. Wolę śewać o rzeczach, które znam i czuję. Zresztą artysta postrzegany jest przez to co wykonuje.
- Danuta Błażejczyk to nie tylko piosenkarka, ale i producentka. Jak udaje się pani pogodzić te dwie "sprawy"?
- My kosmitki, bo tak określam polskie kobiety, wszystko potrafimy, więc i połączyć śpiewanie z produdukcją również. Zresztą bardzo mi się podoba w Polkach, to że nie mówią "tego się nie da zrobić", jak tylko pojawi się jakiś problem. Kobiety po prostu nie przyjmują do wiadomości, że czegoś nie można zrobić. Pewnie gdybym na początku wiedziała na jakie problemy napotkam, to bym się za produkcję nie zabrała. Często jest tak, że w trakcie produkcji wchodząc do studia wszystko gra, a kiedy się z niego wychodzi, to sponsora już nie ma. Tak było w przypadku jednej z moich płyt. Sponsor nie tylko nie wywiązał się z umowy, ale i wycyganił oryginał dokumentu. Trzeba było stanąć na głowie, żeby płyta się ukazała. Przez ponad pół roku płaciłam swoim muzykom z własnych honorariów. Znalazłam jednak nowego sponsora. To było 80 tys. zł, a więc bardzo duża kwota, jak na muzykę amerykańską.
- No właśnie, muzyka amerykańska, czyli wszechobecny w pani życiu, karierze George Gershwinn...
- To prawda bez niego, a właściwie jego muzyki nie byłabym tym kim jestem. Jego utwory wykonuję na każdym koncercie.
- Co Danucie Błażejczyk - piosenkarce sprawia największą satysfakcję?
- To trudne pytanie... Dla mnie największą wartość ma świadomość, ze ktoś wyniósł z moich tekstów piosenek coś dla siebie. Dla mnie również ważne były teksty innych autorów, mam nadzieje, ze te moje też komuś się przydadzą.
- Ostatnio bardzo modne stało się promowanie młodych nieznanych wykonawców przez artystów estradowych. Czy pani również ma takie plany?
- Nie, ja promuję stare, sprawdzone talenty. Ostatnio pomagam Jurkowi Grunwaldowi w wydaniu nowego materiału.
Elżbieta Wojnowska
- Piosenkarka, kompozytorka, aktorka, wykładowca... Która z tych ról odgrywa najważniejszą rolę w pani życiu?
- Wszystkie te role są ważne. Byłam też żoną, jestem matką... Moim największym marzeniem było i jest żeby śpiewać.... Nie zawsze można było wypowiadać się, tak swobodnie jak teraz. Wówczas śpiewałam o trudnych sprawach korzystając między innymi z tekstów Bertolta Brechta, czy Cypriana ,Kamila Norwida...
- Czy jest pani osobą konsekwentną?
- Tak. Nawet nie sądziłam, że aż tak konsekwentną... ale skąd to pytanie?
- W 1974 roku w Opolu za piosenkę "Zaproście mnie do stołu" przyznano pani statuetkę Karolinki. Nagrody jednak nie otrzymała pani od razu, tylko ...15 lat później... Komuś tak bardzo się spodobała, że zniknęła?
- To prawda, że statuetka trafiła do mnie dopiero po latach. To już historia. Nie ma sensu wracać do kulis tego zdarzenia. Tych ludzi już tam prawdopodobnie nie ma.
- Uważa się, że poezja śpiewana jest smutna. Pani koncerty pokazują, że wcale w taki sposób nie musi być odbierana...
- Też się nad tym zastanawiałam. Zaskoczył mnie kiedyś kolega syna. Zapytał go "Jak to się udało twojej mamie przez ten czas, odkąd ja byłem w przedszkolu do teraz, przenieść taką szczerość i dziewczyńskość przez te lata?" Nie wiem, może właśnie ta szczerość przekazu pozwala tak odbierać moje śpiewanie...
- Coraz częściej ze sceny padają słowa wulgarne. Czy sądzi pani, że poezja jest swego rodzaju lekarstwem na ten zalew chamstwa?
- Dla mnie poezja była, jest i będzie panaceum na chamstwo. Jeden ze współczesnych poetów powiedział nawet, że nikt nie zrobił tyle dla poezji co ja. "Ludzie zaczęli kupować tomiki wierszy" - stwierdził. Jest to dla mnie największa nobilitacja, móc przekazywać poezję...
- Jakie trzy rzeczy zabrałaby pani na bezludną wyspę?
- Przede wszystkim nie chciałabym znaleźć się na takiej wyspie... To trudne pytanie... Myślę, że ze względów praktycznych zabrałabym encyklopedię fizyki. Dzięki niej łatwiej byłoby mi przetrwać...
Mikroklimat
Barbara Sobolewska, Stanisław i Maciej Szczycińscy, czyli rodzinny Zespół Mikroklimat.
- Czy rodzinny skład zespołu pomaga, czy raczej przeszkadza?
- Na pewno łatwiej jest zorganizować próby. Panowie są bardzo zapracowani. To zawodowi muzycy. Jednak ważne jest też to, że mamy podobny smak muzyczny, chociaż Maciek, to przecież już młode pokolenie.
- Jak dobieracie swój repertuar?
- Wszystko zależy od charakteru imprezy. Jeżeli jest "masówka", to raczej piosenki energiczne, rytmiczne. Na kameralne koncerty przygotowujemy raczej te pełne zadumy, liryczne.
- Czy taki rodzaj muzyki, jaki prezentuje Mikroklimat pozwala utrzymać się rodzinie?
- To co robimy, jako Mikroklimat, robimy z potrzeby serca. To nasz rodzinny repertuar. To nie jest komercja. Nie chcemy zdobywać sławy śpiewając coś z czym się nie identyfikujemy. Uprawiając jedynie komercję widać, że to nie daje takiego ducha, jakości... Nie mamy menedżera, a jednak ludzie chcą nas słuchać. To bardzo nas cieszy.
- Co z tymi potrzebami przyziemnymi?
- O to dbają mężczyźni. Maciek gra między innymi z Edytą Jungowską. Ma też własny zespół. Staszek zapewnia grę w: "śpiewających fortepianach", "Od przedszkola do Opola", czy finałach "Szansy na sukces". Ma też własną formację jazzową. Lada dzień ukaże się nasza najnowsza płyta "Za potarganym zbożem".
Rozmowy z artystami przeprowadziła: Krystyna Paszkowska "Dziennik Bałtycki"
|